Właściwie to nie wiem, jak to się stało. Kiedy to zaszło aż tak daleko. Niepostrzeżenie ta nić zaczęła się pętlić wokół mnie, robiąc się coraz sztywniejszą i silniejszą. Supełek po supełku, dzień po dniu. Zdegradowałam siebie. W każdym kawałku. Spięcie, byle nikt nie rozpoznał, że nic nie umiem, że jestem słaba, że nie mam dowodów, że jestem nikim. Nic nie osiągnęłam i większość zawaliłam. Nie wpisałam się w nurt, a popłynęłam.
Moje zainteresowania zawsze zaczynały się jakby ciut za wcześnie. Potem więcej świata o tym mówi, ale najpierw czuję się jak bezludna wyspa, wiem, że gdzieś są inni, ale daleko, nie w mojej orbicie. Zaczęło się od rodzicielstwa bliskości, porozumienia bez przemocy przez rytuały szamańskie, pracę z ciałem, totalną biologię, terapię traumy po traumę kolektywną i transgeneracyjną.
Te tematy choć już dużo bardziej popularne, to jednak mam wrażenie, że do mainstreamu dopiero zaglądają, kiedy ja już właściwie przestaje mieć siły i nadzieję. Nie znajdowałam w sobie oparcia więc szybko się wycofywałam i poddawałam.
Mówić i wyrażać emocje? To takie dziecinne.
Myśleć o swoich potrzebach? Nie myśl tylko o sobie.
Bawić się i cieszyć się z życia? Nieodpowiedzialne w obliczu naszych czasów.
Wszystko zapisuje się w ciele? Nie przesadzaj.
Przyjemność? Najpierw obowiązki!
Zważać na układ nerwowy? No bez przesady, inni nie zważali/mieli gorzej, a żyją.
Powtarzamy pewne cykle, bo nie uzdrowiliśmy tego kolektywnie? Co za bzdury?
Z tym tytułem trochę przesadziłam, bo nie przestałam, ale jestem w procesie. Zrozumiałam, że to nie brak umiejętności jest przyczyną, nie tematy dziwne. Tylko to, że ja się siebie wstydzę.
Wstydzę się tego co mnie interesuje, wstydzę tego, że nie do końca coś mi wychodzi. Tego, że mam inaczej niż inni. Wstydzę się tego, że w takim miejscu w życiu jestem. I tego, że chciałabym inaczej. Wstydzę się tego, że wierzę w inny świat. I tego, że komuś może się nie podobać/nie smakować/ nie pasować. Wstydziłam się nawet tego, że zaczęłam pracować z ludźmi, przy projekcie, o którym nawet nie przyszłoby mi marzyć, że kiedyś będę po tej drugiej stronie. Wstydzę się spotykać starych znajomych, bo wyjdzie na jaw, że nic ze mnie nie wyszło… Ten wątek można rozciągnąć na każdy obszar mojego życia, ale już rozumiesz o co chodzi.
Przestaję. Zrozumiałam, że skoro “sama się zawiązałam, to sama się odwiążę” 😉 i małymi krokami czasem coś nieporadnie powiem wbrew toczonej dyskusji. Czasem powiem co ja na ten temat myślę, choć ani w połowie nie udaje mi się oddać tego, co naprawdę chciałabym powiedzieć. Przyznaję się do tego co robię i nie macham z pobłażliwością sama na siebie ręką. I najważniejsze: uznaję to co robię, lubię i potrzebuję i to jaka jestem. I okazało się, że nie umarłam, że nikt się ze mnie zbytnio nie śmieje. Co więcej po chwili zmieszania nawet robi się fajnie.
Czasem kogoś wkurzę, czasem wychodzę na dziwaka, czasem nie jestem zrozumiana, ale w sumie czy było wcześniej inaczej?
Ale jest jeden szkopuł, trzeba to codziennie ćwiczyć i powtarzać. Wystarczy kilka dni, że odpuszczam i patrzę, a tu znowu pętelki wróciły na miejsce. Jak mięsień, który codziennie potrzebuje być używany. Jeśli faktycznie chcę dojść do miejsca, gdzie już się siebie nie wstydzę to mam przed sobą codzienną drogę ku sobie.
I ostatnio w ramach ćwiczeń przypomniałam sobie kursy, które ukończyłam i okazało się, że one są naprawdę fajne! I postanowiłam je w końcu dodać na swoją stronę.
Drugie ćwiczenie, to tutaj. Bo pisanie ma dla mnie moc terapeutyczną.
Karolina Wilk
_______________________
Czytam: To na siebie od zawsze czekasz – Richard C. Schwartz
Uczę się: Diagnoza na potrzeby terapii traumy – Sabina Sadecka
Piosenka: Agnieszka Musiał – Już się nie wstydzę
Serial: Wielka woda
Zdjęcie Unsplash
Bardzo, bardzo się cieszę, że jesteś w tym procesie odwstydzania i odsłaniania – bo z takimi ważnymi i ciekawymi tematami pracujesz i bo sama taka jesteś fajna, że cały świat powinien wiedzieć <3 No i czekam na to miejsce na stronie na dyplomy 😉 Ściskam mocno!
Hihihi <3 Dziękuję! A kursy już dodałam w zakładce o mnie. Na teraz bardziej przemówiła do mnie forma wylistowania. 😉
Podoba mi się wylistowanie, pozwalam 😉 A poważnie: cieszę się, że trafiło na stronę! 🙂 <3
O rety, a ja bym nie pomyślała, że możesz tak kiedykolwiek mieć. Pamiętam jak byłam u Ciebie na kręgu, zachwycona z myślami- kurde też bym tak chciała! Mieć tyle ciepła, wiedzy, odwagi do realizowania siebie. Ściskam ogromnie 🧡i bardzo dziękuję za tekst bo po raz kolejny mi uświadamia, że ja też po wielu kursach/warsztatach, rozwoju a ciągle na początku swojej drogi i bardzo się zawiązuje w myśleniu, że nic nie wiem, nic nie umiem i ile mi jeszcze zajmie to całe szukanie swojej ścieżki.
Może czas nie ma znaczenia, ani szukanie ani znajdowanie…hmmm…
Pamiętam ten krąg! Cudownie było. Wiesz, duże znaczenie miało, że on był taki dla mnie wymarzony. Mogłam go zorganizować po swojemu i bardzo dobrze się z tym czułam.
Czasem bywa tak, a czasem tak. Choć wydaje mi się, właśnie, że to ani nie o szukanie chodzi, ani nie o znajdowanie. Tulę!
Cześć! Co do tego poczucia, że “nic nie umiem, z czym do ludzi, za mało wiem” – ostatnio przeczytałam, że mężczyznom wystarczy spełnić 60% wymagań, by aplikować na dane stanowisko, a kobiety muszą spełnić 100%, by mieć odwagę wysłać CV. Tak sobie myślę, że dziewczynki wychowywane były, by być zawsze grzeczne, czyste, schludne, perfekcyjne. Myślę, że to ma duży wpływ na to jak postrzegamy swoje umiejętności, że chcemy wiedzieć wszystko i potrafić wszystko od razu, bo inaczej, to nie będziemy z niczym startować. W momencie kryzysu, małe niepowodzenie sprawia, że jeszcze bardziej umniejszamy swoim umiejętnościom. Przez to bardzo często nie podejmujemy działań, dzięki którym możemy zdobywać doświadczenie i się rozwijać.
Każdy ma prawo mieć słabszy moment, szkoda, że w głowie pojawiają się od razu takie myśli, że to wszystko bez sensu. Trzeba dużej pracy nad sobą, żeby mimo to iść do przodu – chyba musimy zacząć uczyć się tego od mężczyzn🙂
Pozdrawiam ciepło:)